sobota, 4 kwietnia 2009

Czasem lepiej zamilknąć...

Natknęłam się dzisiaj przeglądając blogi na taki wpis:
„Przed chwilą zginął mój Charlie. Wpadł pod samochód. Jak to dobrze, że zdążyłam się dziś chociaż z nim pobawić. Był wspaniały. Wyjątkowy. W sumie tak jak każdy kot.
Teraz została mi już tylko Miśka. ;( To już mój czwarty kotek, który został potrącony przez samochód. Jestem załamana. Strasznie lubię koty i zawsze się do nich przywiązuję.”

Rozumiem, że dziewczyna jest załamana. Też miałam kiedyś koty, ale ich żywot kończył się podobnie, więc rodzice zadecydowali, że nie będziemy już brać do domu nowych, chociaż wszyscy koty lubimy. Mamy teraz psa, który za ogrodzenie wychodzi na smyczy.
Nie rozumiem jednak czemu pisać o tym na blogu, tuż po śmierci ukochanego zwierzaka. Przepraszam za może niezbyt przyjemne słowa, ale gdy jeszcze ciepły kotek prawdopodobnie był chowany przez któregoś z członków rodziny – jego pani poszła dzielić się z całą Polską tym, jak jest jej ciężko. Owszem – może być jej ciężko, ale czy nie bardziej na miejscu byłoby popłakiwać/powspominać/ponicnierobić w samotności, a nie „oczekiwać” na kondolencje od innych blogowiczów…

Takich wpisów na różnych blogach jest dużo, ludzie szukają pocieszenia, rozgrzeszenia, wybaczenia, zrozumienia…
Dawniej o tych codziennych bolączkach słuchała rodzina, przyjaciele, czasem sąsiedzi, lekarz lub ksiądz. A dziś częściej „cała” Polska wie, że bloggerka z Warszawy straciła ukochanego zwierzaka, a zrozpaczonego łodzianina rzuciła dziewczyna, bo miał problemy seksualne. Czy naprawdę nie mamy już oparcia w bliskich nam osobach, że o swoich troskach rozmawiamy z obcymi ludźmi?
Owszem czasem łatwiej jest wygadać się obcej osobie, która nas nie zna i może obiektywniej spojrzeć na naszą sprawę, ale obcy człowiek niekoniecznie będzie dobrym doradcą czy chociażby słuchaczem. Jej porady nie zawsze będą trafne, krytyka czasem będzie bardziej bolesna, bo może i ostrzejsza niż od osób które nas kochają/lubią…
Chociaż z drugiej strony patrząc, może właśnie dlatego te blogi powstają – bo ci ludzie nie mają z kim porozmawiać lub nie chcą rozmawiać z tymi, którzy są niedaleko…

Koniec końców, wydaje mi się, że żadne internetowe wsparcie obcych osób nie zastąpi tego rzeczywistego, jakie mamy od ludzi którzy są wokół nas lub dobrze nas znają (internetowe lub telefoniczne wsparcie od rodziny i przyjaciół jest chyba tak samo ważne jak to w „realu”).

Życie jest pełne lepszych lub gorszych momentów. Wydaje mi się jednak, że tak jak mawiała moja babcia: „chociaż bieda w kamienicy, humor na ulicy” pewne sytuacje w życiu lepiej jest „przeżywać” z bliskimi, a nie obcymi ludźmi…A także nie zawsze dobrze jest dla nas, gdy nasze trudności obserwuje cały świat dookoła...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz