I to "prawie" wcale nie oznacza "dużej różnicy". Wyszłam z uczelni o godzinie 14.50. Na przystanek autobusowy dotarłam spokojnie, licząc na to, że jak dobrze pójdzie to wsiądę w 825 lub 811 i szybko dojadę do Sosnowca, na tyle szybko że zdążę przesiąść się na drugi autobus i będę w domu o 16.00. Marzenie. Między godziną 15.10 a 15.50 przyjechał jedynie jeden autobus (tyle że do Dąbrowy). Kiedy po długim oczekiwaniu nadjechał spóźniony 825 oczywiście kto dał radę to wsiadł. Ja dałam i jakoś miałam się nawet czego trzymać. Oj, było ciężko – do centrum Sosnowca dotarliśmy, po jakże meczącej podróży, o godzinie 16.55. Niestety autobus do domu był dopiero za 23 minuty, postanowiłam zrobić sobie 20 minutowy spacerek przy -9 stopniach Celsjusza i porywistym wschodnim wietrze. Póki co żyje, już się rozgrzałam i mam nadzieję, że nie będę chora. Podsumowując – 11 km trasa, którą w sprzyjających okolicznościach pokonać można w godzinę jazdy komunikacją miejską, dziś trwała od 14.50 do 17.20.